Dziwna zdarzyła się
kolej rzeczy:
Kotek się wybrał
dziś do Niecieczy,
By w tej maleńkiej
wsi pod Tarnowem
Przygody przeżyć
całkiem nowe.
Lecz gdy się
przyjrzał wsi małej z bliska,
Widzi, że nie ma
tutaj lotniska,
Więc wylądował
wprost na podwórku,
Gdzie siedział tata
pewien z córką,
Czytając właśnie
bajkę o kocie.
Samolot dziurę
zrobił w płocie
I wylądował gdzieś
na trawce,
Lotem koszącym,
przy huśtawce.
I do Martynki zęby
szczerzy,
Która w te cuda
wprost nie wierzy,
Że ją odwiedził
kot z Taty wiersza.
To sytuacja taka
pierwsza,
Która się zdarza
bardzo rzadko,
Lecz tutaj poszło
całkiem gładko:
Wystarczył krótki
Martynki liścik,
Kot jej marzenie
szybko ziścił.
On też chciał
poznać Szantka, Fuksię,
I przy okazji będzie
mógł się
Wybrać na stadion,
na Termalicę,
Która z zabrzańskim
gra dziś Górnikiem,
Mecz o mistrzostwo
ekstraklasy.
Takie to dziwy,
takie czasy:
Nieciecza znana jest
w okolicy,
Więc kotek został
też jej kibicem.
Jeszcze po wale nad
Dunajcem
Przebiegł, i jak to
bywa w bajce,
Bez pożegnania
zniknął w oddali.
A oni w niebo wciąż
spoglądali:
Szanti i Fuksia,
Tata z Martynką,
Z jej ze zdziwienia
niepewną minką.