2005.01.03
Marzenie na czterech kółkach
Boli mnie bez przerwy głowa,
coś mi brzęczy koło ucha,
gdy tak jeżdżę do Tarnowa.
A to silnik jest malucha.
Jadę sobie autostradą,
silnik z ramy chce wyskoczyć,
inni stówką sobie jadą,
a ja, jakbym pieszo kroczył.
Nie narzekam na malucha,
długie lata on mi służył,
bez problemu do dziś słucha,
lecz na rentę już zasłużył.
Marzy mi się Opel Corsa,
albo jakieś inne Porsche,
lecz jest problem - czyli forsa,
więc wybiorę jakieś gorsze.
Polonez uszedłby w tłumie.
Ale chwila co ja gadam?
Przecież tańczyć go nie umiem,
więc Polonez też odpada.
Golfa chciałem sobie kupić,
lecz będą wytykać palcem,
nie chcę się przecież wygłupić,
jadąc w golfie, w marynarce.
Może kupię sobie Fiata,
wezmę sobie go na raty,
rozłożą na cztery lata.
Lecz tak długo bez wypłaty?
Pomysł chyba nie najlepszy,
nie mogę się jakoś skupić.
Wszystko mi się w głowie pieprzy.
To, co ja mam w końcu kupić?
Nie kupię żadnego trupa,
których pełno jest w salonach,
wszędzie stoi złomu kupa,
na łysych, często, oponach.
Ten ma różne Air Bagi,
tamten ma lusterka nowe,
ten automatyczne biegi,
ten felgi aluminiowe.
Ten stuknięty, ten pod pędzel,
na lawetach ciągną wraki,
który szybciej, który prędzej,
śpieszą się dzielne chłopaki.
Już wiem w końcu, co mam zrobić,
nie chcę złomu mieć żadnego,
muszę kasy coś zarobić
i kupić coś normalnego.
Zrobi prawko Moja Pani,
ja zarobię trochę forsy,
i kupię wtedy dla Niej
wymarzony model Corsy.
Fojerman
|