2006.06.19
Rak i żaba
Przyszła kiedyś do raka żaba,
by porozmawiać w pewnej sprawie,
i tak to niego gada:
co pewien czas w naszym stawie
woda jest jakaś brudna
i pełno w niej jest szlamu.
Sprawa to dla mnie trudna,
lecz muszę powiedzieć to panu.
Ja podejrzewam sąsiada,
że sąsiad po bagnach brodzi,
a gdy do domu wpada,
to brudny do wody wchodzi.
Ja proszę, sąsiedzie drogi,
niech się pan trochę potrudzi,
niech pan myje swe nogi,
bo pan tę wodę brudzi.
Co też sąsiadka gada?
Taka z pani wielka dama.
Tak oczerniać sąsiada?
Niech pani myje się sama.
Ja jestem cały czerwony,
a woda jest zielona,
to pewnie z pani strony,
jest taka zabrudzona.
Kłócą się tak dzień cały,
nie mogą dojść do zgody,
aż w końcu zwierzyniec cały
zebrał się wokół wody.
Posłano w końcu po sowę,
by spór sąsiedzki rozwiązać,
sowa drapie się w głowę,
bo przecież jest taka mądra
i tak rzecze po chwili:
wszak dzisiaj jest po burzy,
a wy tu, moi mili
taplacie się w kałuży.
Fojerman
|