2004.09.26
Jeden dzień z życia
Dumny jest mały Franek i chwali się kolegom,
że ma dzielnego tatę, który ratuje ludzi.
Strażakiem jest tata jego,
czym wśród chłopaków podziw budzi.
Zaprosili kiedyś Franka tatę - Krzysia,
do szkoły na lekcje dzieci,
by opowiedział swoje przeżycia,
jak w straży mu czas leci.
Posłuchajcie więc strażaka Krzysia,
o jednym jego dniu w straży,
opowie on swoje przeżycia,
z dnia który kiedyś się zdarzył:
Gdy do pracy przychodzi, od razu
w mundur swój on się ubiera
i udaje sie do samochodów, do garażu
i sprzęt swój z sobą zabiera.
Ma tam hełm, co głowę chroni,
maskę na twarz przeciwdymową,
rękawice specjalne do ochrony dłoni
i kominiarkę przeciwpożarową.
Ma także mundur specjalny,
latarkę świecącą w nocy,
i taki czujnik specjalny,
który sam wzywa pomocy.
Wszystko to strażak w szatni zostawia,
przy samochodach na garażu,
gdy niebezpieczeństwo się pojawia,
może to z sobą zabrać od razu.
Teraz strażak sprawdza samochody,
czy wszystko na swoim miejscu leży,
czy w zbiornikach jest pełno wody,
czy węże zwinięte są jak należy.
Jest tutaj ważny każdy szczegół,
wszystko musi dokładnie pasować,
w czasie pożaru wszystko robi w biegu
i wtedy nie może niczego brakować.
Gdy wszystko strażak przygotuje,
pozałatwia wszystkie sprawy,
idzie i wodę gotuje,
żeby się napić herbaty, czy kawy.
Następnie strażak parę godzin ćwiczy,
wszyscy muszą się razem zgrać,
by jeden na drugiego mógł liczyć,
by udział w akcji wspólnie mogli brać.
Węże rozwijać się uczą,
pierwszej pomocy udzielać,
zawsze gotowi być muszą,
czy święto, czy niedziela.
I po drabinie chodzą,
dokładnie i bezpiecznie,
czasami z wężem z wodą,
by umieć, gdy to konieczne.
****
Drogą dwaj chłopcy idą sobie
i zobaczyli polankę suchej trawy,
zrodziło im się w głowie,
by ją podpalić dla zabawy.
Już słychać alarm głośny,
ktoś zadzwonił do straźy,
telefonisty głos donośny:
UWAGA. POŻAR TRAWY.
I biegną wszyscy strażacy,
jedni po rurach zjeżdżają
i jacyś inni tacy,
w pośpiechu się ubierają.
Specjalne buty wkładają,
ubranie przeciwogniowe,
już hełmy na głowach mają,
więc wszystko do akcji gotowe.
Rusza ekipa dzielna do akcji,
do ognia gdzieś tam w oddali
i słychać w radiostacji:
'szybciej, bo las się zapali'.
Pędzą, pędzą i dojechali,
węże w mig rozwijają,
hektar trawy się pali,
więc wodą polewają.
Samochód w łące grzęźnie,
bo dróżka bardzo wąska,
więc rozwinęli wszystkie węże,
lecz już nie płonie łąka.
Tak to z powodu zabawy
dwóch niepoważnych chłopaków,
spłonął hektar trawy,
angażując sześciu strażaków.
Las oni cały uratowali,
lecz nieźle się zmęczyli
i wodę całą wylali,
a tu słychać po chwili...
Telefonista ich woła,
głos ten oni dobrze znają:
'tam pali się stodoła',
a aut już więcej nie mają.
Węże zwijają w pośpiechu,
ile sił im jeszcze zostało,
biega człowiek przy człowieku,
lecz wody mają mało.
Jadą przez wieś, hydrantów szukają,
w końcu jakieś znaleźli,
niestety, końcówek one nie mają,
bo huligani na złom wywieźli.
Bezsilni, w duchu wyzywają,
bo zdają sobie przecież sprawę,
że ludzie tam na pomoc czekają,
a ktoś bezmyślnie podpalił trawę.
Zanim wodę zatankowali,
minęło prawie pół godziny,
nim przed stodołę zajechali,
zastali tylko spalone ruiny.
Smutni są gospodarze, smutni nasi strażacy,
bo mimo ich poświęcenia dużego
i ich ciężkiej, niebezpiecznej pracy,
nie zdąrzyli uratować niczego.
Gdyby w remizie normalnie stali
i sprzęt do akcji mieli gotowy,
stodołę całą by uratowali,
a może chociaż do połowy.
Jadą strażacy z powrotem do straży,
wszyscy zmęczeni, umorusani cali
i każdy ma smutek wyryty na twarzy.
Po co ktoś trawę pali?
W remizie sprzęt oni czyszczą,
już rząd cały węży nowy
i hełmy ich też znowu błyszczą,
do akcji kolejnej są gotowi.
Tak się skończył dzień pracy
naszego strażaka Krzysia
i dzieci mogły zobaczyć
kawałek z jego życia.
Już koniec wierszyka tego
i coś do zapamiętania:
NIE PAL NIGDY TRAWY KOLEGO!
Strażak ma inne zadania.
Fojerman
|